Nie znaliśmy Dagmary i Pawła przed lipcem. Droga do Ceglarni z Warszawy była dziwna. Trochę mżyło, pamiętam, że słuchaliśmy głośno Samphy i nagle skończył się asfalt, a mapa zdecydowanie dyktowała drogę naprzód. Jechaliśmy po kocich łbach, a do samego horyzontu pola, zaraz przed żniwami – gęste, szumiące. Gdzieniegdzie przy drodze powyginane akacje, pewnie dwustuletnie. Prusy.
Na miejscu było doskonale cicho. I przestrzeń. Ona piękna, ładny on, monumentalna stodoła, te świeczniki, czerwone róże. Czyli będzie dobrze, ładnie. Potem poszliśmy obejrzeć suknie. I zatrzymaliśmy się na niej. To pewnie był pierwszy zwrot w tej historii, potem będzie ich jeszcze kilka, o tym później. Często jest ładnie, to nie takie trudne. Od tej sukni zaczęło być inaczej, dziwnie, zaczęło to być konsekwentnie stworzone – złotem, burgundem, odwagą, dramatyzmem. Bo wiecie – czerwone róże to nie są przelewki – albo kicz, nieznośny, ordynarny kwiatek do kożucha. Albo, jak się uda – wszystkie klasyczne piosnki o miłości, Przeminęło z wiatrem, teatr. Poszczęściło nam się z nimi tego dnia, a kiedy Dagmara założyła na głowę koronę z tych róż, pomalowała na bordowo usta i stała tak chwile w idealnej ciszy – mieliśmy gęsią skórę. Resztę zobaczycie na zdjęciach, które z trudem wybraliśmy, odpuszczając to co powtarza się wciąż i wciąż na różnych blogach, naszym też.
Trudno jest zdystansować się do własnych zdjęć, jakoś je nazwać, spiąć w klamrę. Po powrocie do domu w poniedziałek pokazaliśmy jedno zdjęcie, portret Pary Młodej. A potem dostaliśmy maila, od najbardziej liczącego się bloga o ślubach na świecie. Że chcą to mieć u siebie exclusive. Pochwaliliśmy się rodzinie i poza tym że dziwnie, wyjątkowo, pojawiła się ta myśl, że to może być ten ślub. Ten, na który się czeka, praca marzeń, która wybiera Ciebie a nie ty ją. Mieć szczęście pracując gdzieś i z kimś, dziwne co ?
Później na kilka tygodni to zostawiliśmy. Pięknie, wyjątkowo, przełomowo. I już.
Jeszcze jakiś czas przed tym jak zdjęcia trafiły do Dagmary i Pawła dostaliśmy informacje, która niech zostanie intymna, bo jest ostateczna a po niej jest cisza i nic, pustka. W każdym razie, to co chcemy Wam przekazać, tym przydługim wywodem – robienie zdjęć na ślubach to praca w kolorze i estetyce. Ładne, dobre rzeczy na obrazach. To nie inżynieria kosmiczna, czego co bardziej ambitnemu będzie może trochę brakować. Zdarza się tak, że poza radością Młodej Pary, te kilka miesięcy po ślubie, może z tych zdjęć wyniknąć trochę więcej, jakiś dodatek, ostatnie zdjęcie, pamięć.
A już zupełnie na końcu, w październiku, pokazaliśmy na naszych warsztatach ten materiał w prezentacji, ona przeleciała, zapadła ( znowu ) cisza. Nie wiem czy wszyscy płakali, prowadzący w każdym razie nie mogli wydusić słowa, aż w końcu ktoś powiedział żeby dać spokój i czas na przerwę.
Do tego materiału podchodziliśmy z tysiąc razy. Z nieśmiałością, niepokojem i radością, że to już, zapraszamy Was do zobaczenia tej historii.
Leave A
Comment